Camping La Masia, czyli moje hiszpańskie wakacje

Autorka:

Jagoda

Na tegoroczne wakacje z Eurocampem wybraliśmy Hiszpanię. Przygoda rozpoczęła się przylotem na lotnisko w Gironie. Skorzystaliśmy z lotów linii Ryanair, które są w bardzo korzystnych cenach na trasie Wrocław-Barcelona Girona.  Bez problemu złapaliśmy na lotnisku taksówkę, która zawiozła nas pod same bramy naszego wakacyjnego raju – campingu La Masia w miasteczku Blanes Blanes (odległość około 30 km). Zapłaciliśmy 60 euro za naszą 5 osobową grupę – nawet nie opłacało się rozważać innej opcji przejazdu po porównaniu cen.

La Masia baseny

Na campingu szybko i sprawnie się zarejestrowaliśmy, a kurier zaprowadził nas do naszego domku. Wynajęta pościel i ręczniki czekały na miejscu – nowiutki domek Azure 3 sypialnie zrobił na nas ogromne wrażenie. W połowie zadaszony wydawał się idealnym miejscem na nasze tradycyjne wspólne śniadania oraz wieczorne kolacje i rozmowy przy lokalnym winie.

Podczas naszego dwutygodniowego pobytu w Hiszpanii, planowaliśmy połączyć wypoczynek ze zwiedzaniem. La Masia okazała się do tego idealnym miejscem. Zacznijmy od wypoczynku. Camping jest średniej wielkości  i ma na swoim terenie dwa kompleksy basenów. Do pierwszego z domków Eurocampu jest około 5 minut spacerem. Jest to basen dostosowany do rodzin z dziećmi,  z basenem pływackim (na którym odbywa się np. aqua aerobik) oraz brodzikiem dla dzieci ze statkiem pirackim, zjeżdżalnią i natryskami- prawdziwa frajda dla najmłodszych. Drugi kompleks znajduje się dalej – około 10 minut od domku. Jest spokojniejszy i bardziej skierowany do dorosłych. Znajduje się tu niewielki brodzik dla maluszków, lagunowy basen do pływania oraz jacuzzi na tarasie (strefa dla dorosłych). Ze względu, że w naszej grupie nie było maluchów oraz łatwiej było znaleźć wolny leżak, częściej wybieraliśmy właśnie basen numer dwa.

Jednak nie samym basenem żyje człowiek 🙂 Do plaży z campingu było jakieś 200m. Około 10-15 min spacerkiem. Camping położony jest na obrzeżach miasteczka Blanes, idąc na plażę mijamy więc stoiska z pamiątkami, akcesoriami plażowymi oraz lodziarnie, restauracje i mały sklep spożywczy. Plaża jest szeroka , piaszczysta oraz posiada infrastrukturę taką jak leżaki i parasole. Można oczywiście też rozłożyć się z własnym sprzętem. Do południa bywała mocno zatłoczona, my natomiast polubiliśmy chodzić po południu kiedy słońce już tak nie piekło i można był spokojnie popływać, poleżeć, czy patrzeć na falujące morze.

Wzdłuż plaży biegnie nadmorska promenada, którą można dojść do centrum miasteczka. Spacer zajmuje około 20 minut. Idąc mamy widok na wzgórze górujące nad miasteczkiem oraz mały, skalisty półwysep wdzierający się w morze- jest on tak zwaną „Bramą do Costa Brava”. W miasteczku jest wiele knajpek, restauracji, straganów z różnościami- każdy znajdzie coś dla siebie. Wieczorami wiele lokali oferuje muzykę na żywo oraz pyszną sangrię. Mamy tutaj też kilka dyskotek, więc ci spragnieni tańca też powinni znaleźć coś dla siebie. Camping jest na tyle blisko, że można wszędzie dojść pieszo, ale też na tyle z boku, że można w ciszy wypoczywać. Coś niesamowitego i bardzo dogodnego!

Blanes Hiszpania

Bardzo ważnym okazała się bliskość supermarketu. Oczywiście na terenie campingu też znajdował się sklep, jednak oczywiście market oferował większy wybór oraz lepsze ceny. Camping miał dwie bramy – od strony plaży oraz od strony marketu.  Korzystając więc z tej drugiej do sklepu „Consum” mieliśmy 10 minut.  Oferował spory wybór produktów w dobrych cenach.

Obok marketu znajdował się dworzec autobusowy. Był to kolejny powód dla którego wybraliśmy ten camping. Z dworca mieliśmy dogodne połączenia do Barcelony oraz do Girony. Tutaj zaczyna się „objazdowa” część naszego pobytu. Do Barcelony udaliśmy się na wycieczkę dwa razy. Trudno takie duże miasto zwiedzić w jeden dzień, a nawet dwa dni to zdecydowanie za mało, by zachwycić się urokami Barcelony! Autobus z Blanes jechał około 1,5 h i poruszał się wzdłuż wybrzeża, zatrzymując w kilku kolejnych miejscowościach. Bilet można kupić na dworcu za około 10 euro w dwie strony.

W Barcelonie zatrzymuje się w kilku miejscach w centrum miasta, najwygodniej jest wysiąść na dworcu autobusowym o nazwie „Estacio d’autobusos Barcelona Nord”. Stamtąd można złapać metro lub przejść się pieszo do Placu Katalońskiego. Pierwszą wycieczkę do Barcelony zaczęliśmy od słynnej bazyliki Sagrada Familia, wspaniałej świątyni, której budowa jeszcze nie została zakończona. Jest monumentalna i robi naprawdę spore wrażenie. 

Kolejnym punktem był Park Guell – położony w górnej części miasta, z którego rozpościera się niesamowita panorama miasta oraz morza. Można tutaj podziwiać piękny ogród zaprojektowany przez słynnego architekta Gudiego (który jest także autorem odwiedzonej przez nas Sagrady Familii). By zobaczyć ogród nie trzeba kupować biletu. Niezbędny jest on tylko jeśli chcemy zobaczyć kilka płatnych miejsc w ogrodzie. Naszym zdaniem wersja bezpłatna jest zupełnie satysfakcjonująca.

Schody w Parku Guell w Barcelonie

Po wyprawie do ogrodu udało nam się zjeść w małej lokalnej knajpce i tu o Hiszpańskim jedzeniu słów kilka! Standardem w Hiszpanii (przynajmniej w tej części) jest tzw. menu del dia, czyli „danie dnia”. Za około 12 – 17 euro można zjeść trzydaniowy posiłek, w którym mamy przystawkę, danie głowne oraz deser. Zazwyczaj wybrany napój również jest w cenie, ale to już zależy od lokalu. Zawsze jest kilka różnych dań do wyboru. Tutaj w cenie 12 euro miałam piwo, gazpacho (chłodnik z pomidorów, hiszpański przysmak) oraz kiełbasę katalońską z ziemniakami. Mama z siostrą wybrały wino i otrzymały całą butelkę na pół (!) zamiast po kieliszku. Takie bogactwo w tej cenie jednak nie zdarza się często i uświadczmy je raczej z dala od turystycznych szlaków, bardziej na uboczu, gdzie przychodzą na obiad lokalni mieszkańcy. W centrum oraz w kurortach musimy zapłacimy około 15-17 euro. Warto też wspomnieć, że danie dnia jest podawane zazwyczaj w czasie lunchu więc zjemy je raczej przed sjestą niż po.

Posileni mogliśmy zwiedzać dalej, więc pojechaliśmy metrem na słynny plac Kataloński oraz zeszliśmy w dół słynnej ulicy La Rambla, aż do portu i pomnika Krzysztofa Kolumba. Pełno tu turystów, pamiątek, knajpek, czy ulicznych grajków. Uwaga na kieszonkowców! W takich miejscach nasza uwaga powinna być zawsze potrojona.

Druga wycieczka do Barcelony upłynęła nam głównie na wałęsaniu się po ciasnych uliczkach Barri Gotic, czyli równoległej do La Rambli średniowiecznej dzielnicy gotyckiej. Znajdziemy tu katedrę, której budowa zaczęła się w XIII wieku! W środku, w nawie bocznej, znajduje się dziedziniec z żywymi gęsiami. Są one symbolem św. Eulalii patronki tej świątyni. Całość zbudowana jest w stylu gotyckim. Katedrę można zwiedzać za darmo w godzinach porannych do 12.30. Później wejście jest biletowane (kosz 7 euro).

Barri Gòtic Barcelona

Po spacerze wzdłuż portu dotarliśmy do punktu startowego kolejki linowej, która przejeżdżała nad portem i zatrzymywała się na wzgórzu przy wybrzeżu – Montjuic. Na szczycie znajduje się zamek, który pełnił funkcje twierdzy obronnej głównie w XVII wieku. Schodząc ze wzgórza od drugiej strony dojdziemy do Muzeum Sztuki Katalońskiej oraz zespołu fontann, gdzie po zmroku odbywa się widowisko multimedialne tzw. „magiczne fontanny”.

Tutaj kończy się nasze zwiedzanie Barcelony i z Placa d’Espanya jedziemy metrem na dworzec autobusowy.

Montjuic Barcelona

Barcelona nie była jednak naszym jedynym celem.  Zobaczyliśmy także Gironę (również bezpośredni autobus z Blanes), piękne katalońskie miasto ze średniowieczną zabudową, zabytkowymi kościołami oraz sięgającymi czasów rzymskich (!) murów miejskich. Warto poczuć klimat tego miasta, zwłaszcza, że jest dużo mniejsze od Barcelony i spokojnie można poświęcić jedno popołudnie na spacer po zabytkowym centrum.

Girona katedra

W samym Blanes również mamy możliwości zobaczyć kilka interesujących miejsc – wspomniana przeze mnie wcześniej góra znajduje się po przeciwnej stronie miasteczka co camping La Masia. Na górze mamy mały kościółek oraz ruiny wieży, a przede wszystkim zapierający dech w piersiach widok. Zarówno na morze, jak i góry i miasteczko.  Niżej mamy jeszcze Ogród Botaniczny, który też może być dodatkową atrakcją podczas spacerów (wstęp ok. 7 euro).
Podczas naszych wakacji o nudzie nie było więc w ogóle mowy! Kiedy nie zwiedzaliśmy, cieszyliśmy się morzem, kąpielami i spacerami. Uwielbiamy nasze wspólne wieczorne grillowanie przy winie oraz granie w planszówki.

Nic tak nie zbliża naszej rodziny jak wspólne wakacje, to prawdziwy czas dla nas w ciągu całego roku. A Eurocamp tylko w tym pomaga!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.